MAREK MALDIS UJAWNIA TAJEMNICE ZBRODNI LUDOBÓJSTWA W HO£OBUTOWIE

MAREK MALDIS, dziennikarz telewizyjny. Absolwent Instytutu Historii i Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Zaczyna³ jako reporter dzia³u miejskiego w „Sztandarze M³odych”; obecnie komentator Telewizji Polskiej. Pracowa³ m.in. w „Expressie Wieczornym” i w 3 Programie PR. Od 20 lat w Telewizji Polskiej. Jego firmowym programem by³y do niedawna „Wydarzenia tygodnia”, które stworzy³ i przez 10 lat prowadzi³ w telewizyjnej Dwójce. Zrealizowane przez niego programy, reporta¿e i filmy telewizyjne by³y czêsto wyró¿niane i nagradzane, m.in. Z³otym Ekranem.

Na ¶lad wojennego dramatu ¯ydów ze Stryja natrafi³ realizuj±c na Ukrainie dokumentalny film dla telewizyjnej Jedynki.

Przed wojn± w 35-tysiêcznym Stryju ¿y³o 12 tys. ¯ydów. Dzi¶ w tym ukraiñskim mie¶cie jest ich kilkunastu, w tym tylko jeden, który urodzi³ siê przed 1939 r. Dramat ludno¶ci ¿ydowskiej zacz±³ siê po wkroczeniu Niemców w 1941 r. Jeszcze przed utworzeniem getta rozstrzelano w pobliskim Ho³obutowie 1 tys. ¯ydów. Odt±d ta oddalona o 10 km od Stryja wie¶ sta³a siê miejscem niemieckiego ludobójstwa.

Oblicza siê, ¿e po 1943 r. zamordowano w Ho³obutowie oko³o 14 tys. osób ze Stryja i okolic. Ponad 5 tys. wywieziono do obozu zag³ady w Be³¿cu. Stryjeñskie getto zlikwidowano latem 1943 r. Dzi¶ jedynym materialnym ¶ladem po ¯ydach w Stryju s± ruiny synagogi.

Kamieñ z serca

„Je¿eli jeste¶ moim przyjacielem jed¼ do Ho³obutowa! Znajd¼ grób i ustaw na nim du¿y kamieñ, na którym ka¿esz wyryæ s³owa: «Tu le¿y Natan Rosen, ojciec Jakuba. Zosta³ zamordowany przez hitlerowców. Niech odpoczywa w spokoju. Szalom»”.

Ten fragment opowiadania Adama Zieliñskiego pt. „Ho³obutów” by³ jedynym pomnikiem tragedii ¯ydów ze Stryja sprzed 60 lat. Niedawno ich golgotê upamiêtniono kamieniem z napisem – z przytoczonym wy¿ej cytatem. Literacka pro¶ba autora, wyró¿nionego za to opowiadanie nagrod± „Literatury”, spe³ni³a siê.

Takie ma³e miasto Stryj” – zatytu³owa³ wspomnienia Jerzy Jan Szulc. Lecz kiedy prezentuje mi sw± ksi±¿kê, opisuj±c± lata ostatniej wojny, twierdzi, ¿e pierwszy raz s³yszy o Ho³obutowie. A przecie¿ to takie ma³e miasto Stryj, i przecie¿ Ho³obutów oddalony jest od niego nieca³e dziesiêæ kilometrów. A mo¿e Szulc po prostu nie pamiêta, bo w owych czasach mia³ niewiele ponad 10 lat? By³ rówie¶nikiem Zieliñskiego, ale mieszka³ po drugiej stronie muru stryjeñskiego getta.

Przed wojn± ró¿nice narodowo¶ciowe nie stanowi³y wiêkszego problemu dla m³odych mieszkañców tego miasta. Do jednej klasy chodzili Polacy, ¯ydzi i Rusini, jak nazywano tu Ukraiñców. Osobno uczyli siê tylko religii; czê¶æ z nich sz³a s³uchaæ ksiêdza, na innych czeka³ pop, resztê zabiera³ rabin. Ale w¶ród starszych ró¿nice by³y ju¿ bardziej widoczne.

W dzisiejszym Stryju jest Muzeum Historyczne Miasta, do niedawna Rewolucji. Przegl±dam stare pocztówki i zdjêcia, jakie jeszcze nieco wstydliwie wyk³ada siê w muzealnych gablotach. W nich ca³y urok i ró¿norodno¶æ tego kresowego miasta. Na najstarszych pocztówkach po ulicach paraduj± c.k. ¿o³nierze. Miasto ponad sto lat by³o pod austriackim zaborem. Na sklepach szyldy po polsku i niemiecku. Okres miêdzywojenny – pocztówki tylko z polskimi napisami, i te same ulice, rynek i ko¶ció³. Ten obraz uzupe³niaj± zdjêcia z albumów cudem ocala³ych z wojennej po¿ogi, a potem z okresu komunizmu. Jeszcze nieeksponowane, ale jak siê poprosi... – No, prze¿yjcie sobie – mówi jedna z pracownic muzeum.Pejsaci ¯ydzi w cha³atach, defilada polskich ¿o³nierzy 11 listopada, ch³opskie furmanki na miejskim rynku, w koszulach z krajkami cz³onkowie Ukraiñskiego Towarzystwa Kulturalnego przed swym domem w Stryju – zatrzymane w kadrze leniwe ¿ycie kresowego polskiego miasteczka okresu miêdzywojennego. Tê atmosferê znajdziemy u Juliana Stryjkowskiego (rodowity stryjanin), to miasto mia³o wp³yw na twórczo¶æ Kornela Makuszyñskiego (te¿ urodzi³ siê w Stryju) i Adama Zieliñskiego (w Stryju od trzeciego roku ¿ycia). Ich twórczo¶æ o¿ywia stare pocztówki i zdjêcia; problem tylko w tym, kto w dzisiejszym Stryju zna tê literaturê?

Przy wej¶ciu do miejskiego parku ogromne plakaty ze zdjêciami „s³awnych stryjan”. W¶ród kilkunastu nazwisk nie ma ¿adnego z trzech wcze¶niej wymienionych. Nic nie mówi±ce mi ukraiñsko i rosyjsko brzmi±ce nazwiska. Panie z miejskiego muzeum marszcz± czo³o, gdy wymieniam nazwiska: Makuszyñski, Stryjkowski, Zieliñski. – Nie, nie znamy – mówi±. – A Ho³obutów? – pytam. – Macie co¶ dotycz±cego zag³ady stryjskich ¯ydów, przecie¿

TO NIE LITERATURA,

to tragiczne fakty? – Nie, nic nie mamy, Ho³obutów to przecie¿ nie Stryj, to wie¶ – wyja¶nia z powag± jedna z pracownic muzeum. – A ¯ydów w zasadzie to u nas ju¿ nie ma. – A co siê z nimi sta³o? – dopytujê siê. – No wiecie, wojna – rozk³ada rêce inna pracownica muzeum i zaczyna odpakowywaæ drugie ¶niadanie daj±c tym znak, ¿e nie ma na ten temat nic do dodania.

Przed wojn± w 35-tysiêcznym powiatowym mie¶cie Stryj ¿y³o 12 tysiêcy ¯ydów. Kilka tysiêcy stryjan okre¶la³o siê jako Ukraiñcy, by³o kilkuset Niemców, kilkudziesiêciu Wêgrów, grupa Ormian, Bu³garów, Rosjan – typowa wschodniogalicyjska mieszanka narodowo¶ciowa. Dzi¶ to miasto jest zdecydowanie ukraiñskie. Pomniki Bandery i Stecki podkre¶laj± to jeszcze mocniej, szczególnie dla przybysza z Polski. Miejscowych Polaków oblicza siê na oko³o tysi±c. Czê¶æ z nich nale¿y do Towarzystwa Kultury Polskiej w Stryju; zrzeszeni i niezrzeszeni spotykaj± siê co tydzieñ w odrestaurowanym niedawno ko¶ciele Naj¶wiêtszej Marii Panny, który ufundowano pod koniec XV w.

Ze stryjeñskiej synagogi pozosta³y ruiny. Wiêc kilkunastu miejscowych ¯ydów zbiera siê w prywatnych mieszkaniach. Wiêkszo¶æ jest na emeryturze, ale ucz± siê hebrajskiego z nadziej± na wyjazd do Izraela. W¶ród nich rodowity stryjanin jest tylko jeden – Józef Izraelowicz Foer, inni osiedlili siê tu ju¿ po wojnie.

– Prze¿y³em tylko dlatego, ¿e na pocz±tku czerwca 1941 roku zmobilizowali mnie do Armii Czerwonej – opowiada Józef Foer. – Wraz z ni±, po agresji niemieckiej wycofa³em siê ze Stryja. Gdybym zosta³, prawdopodobnie zgin±³bym w Ho³obutowie, jak ca³a moja rodzina.

Ojciec Adama Zieliñskiego, dr praw Karol Zieliñski, przeniós³ siê z Drohobycza do Stryja na pocz±tku lat 30. Wykszta³cony w Wiedniu nale¿a³ do elity miasta. Choæ ¿ydowskiego pochodzenia, nie uczestniczy³ w ¿yciu miejscowej gminy. Indyferentny religijnie, lewicowych przekonañ podkre¶la³ swe przywi±zanie do polskiej kultury. Podczas sowieckiej okupacji miasta odsun±³ siê od ¿ycia spo³ecznego, w którym tak aktywnie uczestniczy³ przed 1939 rokiem. Gdy Stryj zajêli Niemcy, by³ jedn± z pierwszych ich ofiar; zamordowano go w Ho³obutowie.

Zdewastowana klatka schodowa przedwojennej kamienicy przy ul. Pocztowej w Stryju. Powoli wraz z Adamem Zieliñskim wchodzimy na pierwsze piêtro. Zieliñski jest tu po raz pierwszy od sze¶ædziesiêciu lat. Co kilka stopni zatrzymuje siê, dotyka ¶ciany. Przed drzwiami na pierwszym piêtrze mówi: – To tu. Ale boi siê nacisn±æ dzwonek. W koñcu robiê to ja, drzwi otwiera m³ody Ukrainiec.

– Czy mo¿na? – pytam. – Ten pan tu mieszka³ przed wojn±... – Proszê bardzo – s³yszê i sam siê dziwiê, ¿e tak bez problemu nas wpuszczaj±.

Ponadstumetrowe dawne adwokackie mieszkanie podzielone jest dzi¶ miêdzy trzy rodziny. Nie maj± pojêcia, kto tu dawniej mieszka³, nawet siê tym nie interesowali. Zieliñski ³amanym rosyjskim siê t³umaczy, lecz powojenni lokatorzy uwa¿aj±, ¿e w naszych odwiedzinach nie ma nic niestosownego. Nawet sami ciekawi s± losów poprzednich gospodarzy.

– Tu by³a sypialnia, tu mój pokój, tu kancelaria ojca – pokazuje Zieliñski. – I w³a¶nie w niej go aresztowano. To by³ wrzesieñ 1941 roku. Zaraz po tym jak rozstrzelano pierwszych dziesiêciu ¯ydów w Stryju, m.in. studenta Bronka Kerhera, Dunkla, Buchtbauna i in¿. Szackera. Nazywa³o siê to

„AKCJA PRZECIWKO KOMUNISTOM”.

I w tym w³a¶nie wrze¶niu, to chyba by³a po³owa miesi±ca, przyszli do tego mieszkania – wspomina Zieliñski. – Przyszli aresztowaæ mojego ojca. Dok³adnie pamiêtam ten moment. Ojciec sw± p³ynn± niemczyzn± dopytywa³ siê, o co chodzi. Co prawda jako adwokat broni³ i komunistów, ale do ¿adnej partii nie nale¿a³. By³ oficerem armii austriackiej z czasów pierwszej wojny ¶wiatowej, z frontu w³oskiego wyniós³ rany i ordery. Te ostanie pokaza³ hitlerowcom. Rzucili mu je w twarz, a mnie, który uczepi³ siê ojcowskiej nogi, dotkliwie skopali.

To by³a pierwsza wiêksza zorganizowana akcja przeciw ludno¶ci pochodzenia ¿ydowskiego w Stryju. Aresztowano g³ównie inteligencjê i ludzi co¶ znacz±cych w mie¶cie. Oko³o tysi±ca osób. Zostali spêdzeni do bo¿nicy, czê¶ciowo na podwórko milicji ukraiñskiej przy ul. Batorego. Przez trzy dni trzymano ich pod go³ym niebem, pada³ deszcz, a oni stali po kostki w b³ocie. Nie dawano im je¶æ, nie pozwolono spaæ, potrzeby fizjologiczne musieli za³atwiaæ na miejscu. Pozosta³ym mieszkañcom nie wolno by³o siê do tej grupy zbli¿aæ.

Jakub Sobel, mieszkaniec Stryja, pamiêta, ¿e jeden z policjantów niemieckich, nazwiskiem Garber, zapyta³ siê, który z ¯ydów umie siê g³o¶no modliæ. Temu, kto siê zg³osi, przyrzek³, ¿e nie bêdzie wiêcej bity. Zg³osi³ siê Kudish, który na rozkaz Garbera wlaz³ na beczkê, ubra³ siê w ta³es, wzi±³ do rêki modlitewnik i zacz±³ siê g³o¶no modliæ. Ale Niemcy nie przestawali znêcaæ siê nad ¯ydami. Po kilku chwilach zbli¿yli siê do beczki, na której sta³ Kudish, kazali mu rzuciæ siê na ziemiê pokryt± po ³okieæ b³otem, a potem skopali go na ¶mieræ.

Sobol opisywa³ tê scenê w trzy lata po wojnie zeznaj±c przed komisj± ¯ydowskiego Instytutu Historycznego. Zieliñski ma j± do dzi¶ przed oczyma, podobnie jak stoj±cego obok swego ojca. Ten elegancki do niedawna adwokat, któremu bez ma³a pó³ miasta siê k³ania³o, wygl±da³ jak nêdzarz, który nie panuje nad swymi ruchami. To by³ szok dla jego kilkunastoletniego syna jedynaka. Nie bardzo te¿ móg³ zrozumieæ, dlaczego tak wielu ludzi, pokazuj±c palcami ojca i jego towarzyszy niedoli, ¶mieje siê. Kiedy po trzech dniach uda³o mu siê skrycie podej¶æ do ojca, ten powiedzia³ mu tylko: „Pamiêtaj, ucz siê”. I by³y to ostanie s³owa, jakie us³ysza³ od ojca Adam Zieliñski. Kolumnê ¯ydów poprowadzono w pa¼dzierniku 1941 roku w stronê Ho³obutowa.

– Te ostatnie s³owa ojca s³yszê do tej pory – mówi Adam Zieliñski. – Ca³e moje ¿ycie siê nimi kierowa³em. Po wojnie skoñczy³em Uniwersytety Warszawski i Jagielloñski. W 1956 roku wyemigrowa³em do Wiednia, obroni³em doktorat, a kiedy finansowo stan±³em na nogi, zacz±³em robiæ to, o czym zawsze marzy³em – pisaæ.

I NAPISA£EM O HO£OBUTOWIE,

bo to mi ci±gle nie dawa³o spokoju. Nie dawa³ mi spokoju fakt, ¿e o tej miejscowo¶ci ca³y ¶wiat zapomnia³, a tam przecie¿ jest pomordowanych kilkana¶cie tysiêcy ludzi.

„Widzia³em przecie¿ w³asnymi oczami – wspomina bohater opowiadania Zieliñskiego – ca³a droga do Ho³obutowa, dok±d ich prowadzono, pokryta zosta³a niezliczon± ilo¶ci± cygarniczek, wiecznych piór, okularów, notatek, teczek, kapeluszy, pude³eczek na lekarstwa, kamizelek, a nawet pojedynczych, widocznie zgubionych w drodze butów... Im bli¿ej Ho³obutowa tym wiêcej przedmiotów na drodze! Ciê¿ko im by³o maszerowaæ, wiêc wyrzucali, aby sobie ul¿yæ, wszystko, co popad³o. Kiedy zrozumieli dok±d ich prowadz±, rzucali nawet pieni±dze! Tyle ¿e te pieczo³owicie zbierali ci, którzy przemarsz obserwowali stoj±c na skraju drogi, milcz±c jakby skamienieli. I w³a¶nie w tym Ho³obutowie ¶lad po nieszczê¶nikach zagin±³”.

Lasek poprzecinany jarami pod Ho³obutowem jest dzi¶ miejscem, gdzie wyrzuca siê ¶mieci: stare ¿elastwa, zardzewia³e druty, plastikowe i kartonowe opakowania, stare ubrania, a raczej ich resztki. To nie jest zwyk³e wysypisko ¶mieci, ale to co niepotrzebne w domu wyrzuca siê w³a¶nie tutaj. Dawniej wydobywano st±d glinê i zawo¿ono do pobliskiej cegielni. Ale gdy w 1944 roku przyszli Sowieci, oficer NKWD zabroni³ wybieraæ glinê. I tylko dziêki nieznanemu enkawudzi¶cie szcz±tki zg³adzonych ¯ydów pozosta³y w Ho³obutowie. Gdy jest deszczowa pora, woda je wyp³ukuje. Reporterka austriackiej telewizji omal nie zemdla³a, gdy oprowadza³em j± podczas deszczu po jarach Ho³obutowa. Nadepnê³a na ludzk± czaszkê. Zieliñski sta³ jak skamienia³y, kiedy miejscowy ch³op opowiada³ mu,

JAK ROZSTRZELIWANO ¯YDÓW.

Ale w 1941 roku kolby oprawców odgoni³y go od konwoju prowadzonych do Ho³obutowa. Nie wiedzia³, co stanie siê z jego ojcem, ale wiedzia³ ju¿, ¿e on, jak i jego rodzina, s± teraz ³own± zwierzyn±. Po aresztowaniu ojca musieli z matk± opu¶ciæ mieszkanie. Uda³o mu siê jeszcze zakopaæ w piwnicy w³o¿one w metalowy wojskowy pojemnik na maskê przeciwgazow± ch³opiêce skarby – pamiêtnik, zdjêcia rodziców i kole¿anki z klasy. – To jedyne co pozosta³o mi z tych czasów – mówi Zieliñski, gdy jeste¶my w piwnicy domu, w którym mieszka³ przed sze¶ædziesiêciu laty. Kopiemy wraz z obecnymi lokatorami jego dawnego mieszkania, ale nic nie znajdujemy.

Zieliñski dobrze pamiêta moment, gdy po wywiezieniu ojca do Ho³obutowa powróci³ ukradkiem do tego mieszkania. To by³o dwa dni po tym, jak kazano im siê st±d wynosiæ z dobytkiem, który mogli unie¶æ w rêku. Jeszcze nikt mieszkania nie zaj±³, ale ju¿ kto¶ w nim buszowa³. ¦ciany by³y porozpruwane, klepka z pod³ogi odbita, wszêdzie fruwa³o pierze z po¶cieli. S±siedzi szukali kosztowno¶ci. Tak wygl±da³y niemal wszystkie po¿ydowskie mieszkania w Stryju. Wtedy to by³ szok. Po sze¶ædziesiêciu latach prze¿y³ drugi, a wydawa³o siê, ¿e po tylu przej¶ciach nie bêdzie siê ju¿ niczemu dziwi³.

Kiedy wpatrujemy siê w wiejsk± drogê prowadz±c± z Ho³obutowa do pobliskiego lasu, widzimy starego ch³opa jad±cego na rowerze. Zatrzymujemy go. Pytam, wskazuj±c w stronê lasu: – Wie pan, co tu siê dzia³o w czasie wojny? – Wiem, ¯ydów rozstrzeliwano. – A sk±d pan to wie? – Widzia³em to dok³adnie, pasa³em wtedy na tych ³±kach krowy, mia³em trzyna¶cie lat.

Idziemy we trójkê w stronê pierwszego zagajnika, wdrapujemy siê na niewielkie wzgórze, za którym kryje siê poro¶niêty drzewami jar i s³uchamy: – Widzicie ten jar? Tu s± pochowani ¯ydzi – mówi nasz przewodnik Teodor Wasylewicz Janyszyn. – Takich jarów jest dziewiêæ i wszêdzie s± trupy. Le¿± p³ytko, bo nie by³o czasu ich zakopywaæ. Ledwo przysypani byli ziemi±, dlatego po egzekucjach d³ugo ta ziemia siê rusza³a, jakby falowa³a, bo nie wszystkich od razu kule zabi³y, ale rannych grzebano z zabitymi.

Janyszyn robi ruch rêka, jakby chcia³ na¶ladowaæ morskie fale. – Tak siê ta ziemia rusza³a po ka¿dej egzekucji – powtarza. – Niemcy, oficerowie siedzieli przy stole, palili papierosy, a wojsko rozstrzeliwa³o po kilkunastu przez pó³ dnia, trrrach i nastêpni. – Tym razem Janyszyn stara siê na¶ladowaæ d¼wiêk karabinowej salwy. – Trrrach i nastêpni – powtarza beznamiêtnie.

Jaki to by³ dzieñ, kiedy przyprowadzono tych pierwszych – ¶wieci³o s³oñce, czy pada³ deszcz, ¯ydzi szli, czy biegli, byli ubrani czy nie? – Adam Zieliñski pytaj±c mimowolnie na¶laduje naszego ¶wiadka; pokazuje na niebo, na ubranie, biegnie w miejscu, jakby tymi ruchami chcia³ zatrzeæ swoje zdenerwowanie.

– Pierwsz± grupê pamiêtam dok³adnie, s³oñce by³o jak dzi¶, by³a pogoda – beznamiêtnie wyja¶nia Jakimiszyn. – Niemcy doprowadzali ¯ydów na skraj jaru, kazali siê ustawiaæ w jednej linii i trrrach... Ci pierwsi byli ubrani. Ale nastêpnym, a rozstrzeliwali tu przez dwa lata, kazali siê przed egzekucj± rozbieraæ. – Dlaczego? – pytam. – Bo okoliczna ludno¶æ w nocy rozkopywa³a ziemiê i szuka³a przy trupach warto¶ciowych rzeczy – wyja¶nia Janyszyn – ale i potem przy nagich trupach te¿ grzebali, szukali z³otych zêbów, kolczyków, obr±czek.

– Czujê siê gorzej ni¿ wtedy, gdy zobaczy³em nasze spl±drowane mieszkanie w Stryju – mówi Zieliñski. Podchodzi do drzewa rosn±cego przy jarze, gdzie rozstrzelano jego ojca, ³amie ga³±¼. – To drzewo wyros³o z gleby u¿y¼nionej jego krwi± – mówi. A ja przypominam sobie w±tek z opowiadania Zieliñskiego, w którym jeden z mieszkañców Ho³obutowa dziwi siê swojemu s±siadowi: „Pole przylegaj±ce do wsi jest moje! Kociubiñskiego wlecze siê do lasu. Teraz patrzcie: na moim ledwo, ledwo zielono. A u niego? Jak zaczarowane! Krzak przy krzaku! Tylko pluæ, bo chyba czort siê za tym kryje...”.

To pole w imaginacji autora opowiadania u¿y¼nione by³o

PROCHAMI ZAMORDOWANYCH

¯ydów. Literatura oparta na faktach miesza mi siê tu z faktami wziêtymi z literatury. Adam Zieliñski po ucieczce ze Stryja ukrywa³ sie we Lwowie pod nazwiskiem Kociubiñski. Wtedy nie wiedzia³, ¿e tak nazywa³ siê ukraiñski pisarz, który dzi¶ ma sw± ulicê we Lwowie.

Getto w Stryju powsta³o wiosn± 1942 roku, choæ ju¿ wcze¶niej ¯ydzi zostali zmuszeni do opuszczenia swych mieszkañ i przeniesienia siê do wyznaczonego im kwarta³u w mie¶cie. Wed³ug ró¿nych szacunków st³oczonych by³o tam oko³o 15 tys. ¯ydów ze Stryja oraz z okolicznych wsi i miasteczek. Historia stryjeñskiego getta nie doczeka³a siê jeszcze historycznej monografii. Jego dzieje trzeba w zasadzie odtwarzaæ z nielicznych, spisanych zaraz po wojnie, relacji i dzisiejszych wspomnieñ ostatnich ¶wiadków tamtych zdarzeñ.

W rok po pierwszej akcji przeciwko stryjskim ¯ydom nast±pi³a druga. O 6.00 ¿andarmeria niemiecka wraz z ukraiñsk± milicj± wkroczy³y do getta. Przez trzy dni trwa³y ³apanki i gwa³ty, w których niechlubn± rolê odegra³a milicja ¿ydowska pomagaj±c Niemcom i Ukraiñcom w wy³apywaniu ukrywaj±cych siê ziomków. Uzbrojeni w drewniane pa³ki lub pejcze mieli pilnowaæ porz±dku. Podlegali bezpo¶rednio samorz±dowi ¿ydowskiemu w getcie. Ale byli przez jego mieszkañców znienawidzeni na równi z Niemcami, a mo¿e nawet bardziej. „Najwiêcej siê ba³am milicjantów ¿ydowskich, bo widzia³am, jak bili nasze dzieci nahajkami” – zezna³a tu¿ po wojnie Heda Stols, ma³a mieszkanka

STRYJEÑSKIEGO GETTA.

550 ¯ydów zabito na miejscu, 5 tysiêcy za³adowano do wagonów, po 150 osób do jednego, i skierowano do obozu zag³ady w Be³¿cu. Jednym z „pasa¿erów” by³ Adam Zieliñski. Ale uda³o mu siê uciec. Owiniêty w banda¿e, stare swetry, maj±c na sobie potrójne spodnie – wszystko, by zamortyzowaæ upadek – wyskoczy³ z poci±gu. Konwojenci nie zauwa¿yli, nie strzelali, choæ wcze¶niejszym próbom ucieczek zawsze towarzyszy³a strzelanina.

Zieliñski wraca³ do Stryja nocami, id±c wzd³u¿ torów. W getcie ukrywa³ siê wraz z matk± i tak prze¿yli kolejn± akcjê. Scenariusz by³ podobny do tego sprzed miesi±ca: otoczenie getta nad ranem i wyci±ganie z domów, bicie, nieludzkie krzyki i strza³y. Zieliñski z matk± i kilkoma rodzinami ukryli siê we wcze¶niej przygotowanym bunkrze. Kilkana¶cie osób, w tym ma³e dzieci. Opis tego dramatu znajduje siê te¿ w relacji Sydonii Ebner w ¯ydowskim Instytucie Historycznym: „Poniewa¿ nie mogli wychodziæ dla za³atwienia funkcji fizjologicznych, siedzieli we w³asnym kale. Trzyletniemu ch³opczykowi dali rodzice ¶rodek nasenny, by móg³ to przetrzymaæ. Mimo to ch³opczyk p³aka³ usychaj±c z pragnienia. Wtedy zwil¿yli mu rodzice usta moczem. Przytem paniczny strach ogarnia³ ludzi, bo dziecko jêcza³o, a tu z zewn±trz dochodzi³ odg³os opukiwania ¶cian. Tym razem matka zatka³a usta dziecku sw± d³oni±. Kiedy j± odjê³a, dziecko ju¿ nie oddycha³o”.

– Ta sprawa by³a bardzo g³o¶na w getcie – mówi Zieliñski. Matka tego dziecka zwariowa³a. Ja ze swoj± postanowi³em nie czekaæ nastêpnej akcji. Uciekli¶my do Lwowa.

Getto w Stryju zosta³o zlikwidowane w sierpniu 1943 roku. Co kilka miesiêcy wstrz±sane by³o now± akcj± eksterminacyjn±. W ich wyniku czê¶æ jego mieszkañców unicestwiono w Ho³obutowie, a czê¶æ skierowano do Be³¿ca.

W ucieczce Zieliñskiego i jego matki pomog³a dawna ich gosposia, Polka. Da³a odpowiednie ubranie, zaopatrzy³a w ¿ywno¶æ, zaprowadzi³a na stacjê, wsadzi³a do poci±gu jako w³asn± rodzinê. Ale na dworcu we Lwowie to w³a¶nie Polacy rozpoznali w nich ¯ydów i wskazali niemieckim ¿andarmom.

W Stryju za przechowywanie ¯ydów zostali rozstrzelani sêdzia Janicki, ma³¿eñstwo Bileccy i prof. miejscowego gimnazjum Jan Fries. Wydana w Londynie broszura Kamila Barañskiego pt. „Przeminêli zagoñczycy, chliborowi, chasydzi...” podaje przyk³ady pomocy stryjskim ¯ydom, opisuje dzia³anie organizacji AK „¯egota” ze Lwowa i Warszawy, przytacza te¿ fakty przechowywania ¯ydów przez ukraiñskie rodziny. W kilkudziesiêciu relacjach spisanych po wojnie przez ocala³ych ze Stryja ¯ydów mo¿na znale¼æ opisy udzielanej im przez Polaków lub Ukraiñców pomocy, ale te¿ przeczytaæ, ile za tê pomoc musieli czêsto p³aciæ.

Dziêki pieni±dzom zaszytym w ubraniu uda³o siê Zieliñskiemu uciec z wiêzienia na Butyrkach, dok±d trafi³ po aresztowaniu na dworcu, i wykra¶æ matkê z lwowskiego getta. Dalej by³ Kraków i powrót do Lwowa, gdzie do koñca wojny Zieliñski siê ukrywa³, ale ju¿ sam.

– Co sta³o siê z matk±? – pytam, gdy stoimy na podwórku starej lwowskiej kamienicy, któr± przez ponad rok Zieliñski móg³ opuszczaæ tylko ukradkiem. Nie chce powiedzieæ, macha rêk±. – Nie, to ju¿ zupe³nie inna historia – odpêdza pytanie. Wiêc znów zagl±dam do jego opowiadania. „By³ moment, kiedy Niemcy dobrali siê do mojej matki. Jeden z nich zmusza³ mnie wówczas rewolwerem do przygl±dania siê jej egzekucji. Do dzi¶ nie pamiêtam, czy zareagowa³em krzykiem, p³aczem, czy te¿ absolutn± apati±...”.

Kiedy na autorskich spotkaniach pytaj± go o osobiste w±tki w tym opowiadaniu, Adam Zieliñski unika jednoznacznych odpowiedzi. Zawsze jednak podkre¶la, ¿e to pomnik dla tych wszystkich, których tam zamordowano, jedyny jaki mu siê uda³o stworzyæ, literacki – podkre¶la. Ale chcia³ te¿

UPAMIÊTNIÆ TO MIEJSCE

i w normalny sposób, oznaczyæ jak±¶ stosown± tablic±, napisem. I da³ nawet na to pieni±dze. Ale w Ho³obutowie nie powsta³o nic. Dawny znajomy ze Stryja, który wzi±³ na ten cel pieni±dze, umar³ kilka lat temu w Warszawie. Jego rodzina rozsiana po ¶wiecie nic o sprawie nie wie. Zdziwieni s± pytaniami na ten temat ostatni ¿yj±cy w Izraelu i w USA stryjeñscy ¯ydzi.

– A taki pomnik powinien powstaæ – mówi± pytani mieszkañcy Ho³obutowa. – To¿ tam le¿± niewinni ludzie – podkre¶laj±, dodaj±c zaraz, ¿e czy co¶ tam bêdzie czy nie, zale¿y od w³adzy. Igor Bogdanowicz Tumczyszczyn, wójt Ho³obutowa, te¿ jest za upamiêtnieniem miejsca, ale mityguje: –Wiecie, u nas wszêdzie trupy i ko¶ci, w ca³ej Ukrainie, taki by³ nasz los. Du¿o tych pomników by trzeba...

Jest te¿ „za” Józef Izraelowicz Foer, ale zaraz t³umaczy siê i piêtrzy trudno¶ci. – Nas tu w Stryju ma³o, wiêc co my mo¿emy, zreszt± zobaczcie – pokazuje wycinki z miejscowych gazet opisuj±ce, jak to w³adze niedalekiego Sambora nie pozwoli³y ¯ydom na renowacjê ich cmentarza.

Krzysztof Sawicki, polski konsul we Lwowie, s³ucha ze zrozumieniem. Nie zna historii Ho³obutowa, ale przyrzeka pomoc. Dziêkuje za ksi±¿ki Zieliñskiego i obiecuje zabraæ siê z nami, gdyby¶my jeszcze raz do Ho³obutowa jechali.

Je¿d¿ê tam przez ponad pó³ roku niemal co miesi±c – sam. Foer obieca³ znale¼æ kamieñ i za³atwiæ kogo¶, kto wyry³by odpowiedni napis. Ustalamy z Zieliñskim, ¿e bêdzie to fragment z jego opowiadania, ten z Natanem Rosenem, co prosi, by ustawiæ kamieñ. Nie powinien uraziæ nikogo, to w koñcu literatura.

Choæ na Ukrainie kamieni du¿o, to jednak s± wyj±tkowo drogie dla pragn±cego je nabyæ cudzoziemca. A wyrycie napisu, szczególnie w innych ni¿ ukraiñski jêzykach, jest nie tylko kosztowne, ale te¿ sprawia wyj±tkowe trudno¶ci. – A pisaæ po polsku nie nale¿y – przestrzega ci±gle Foer – bo jak kamieñ ma staæ, to napiszcie w ka¿dym innym jêzyku, ale nie po polsku. Nie pamiêta pan afery z cmentarzem Orl±t Lwowskich? Stryj le¿y 80 km od Lwowa, wiêc tu w³adza ma podobne rozumowanie. A najlepiej zamiast po polsku wyryæ napis po angielsku – radzi Foer na koñcu. – To Ukraiñcom siê spodoba, bo to niby symbol wspólnej drogi do Europy, jêzyk miêdzynarodowy. To ich nawet mile po³echce, rozumie pan.

I ju¿ prawie uleg³em tej logice rozumowania. Adam Zieliñski da³ siê przekonaæ, pani Irena Barcz, entuzjastka ustawienia kamienia w Ho³obutowie, te¿. Ale w pewnym momencie stop, hola, dlaczego mamy ulegaæ takiej presji i dziwnym argumentom? Wracamy do pierwotnej wersji. Napis ma byæ wyryty w jêzykach ukraiñskim, jidisz i polskim – w takiej kolejno¶ci i obok siebie. W koñcu ¿ydowscy mieszkañcy Stryja zamordowani w Ho³obutowie byli polskimi obywatelami.

To rozumowanie popar³ minister Andrzej Przewo¼nik. – Mamy odpowiednie w tej sprawie umowy z Ukrain±, najwa¿niejsza jest jednak dobra wola miejscowych w³adz – podkre¶la przewodnicz±cy Rady Ochrony Pamiêci Walk i Mêczeñstwa.

Miejscowe w³adze nie widz± przeszkód: kamieñ mo¿e staæ w Ho³obutowie, napis akceptujemy, g³osi uchwa³a miejscowego sielsowieta. Dokument wymaga³ g³osowania, uchwalono go jednog³o¶nie.

Eugeniusz Bielak mieszka i gospodarzy pod Be³¿cem. Kamieni polnych u niego dosyæ. S± nawet takie, jakich szukam – du¿e, granitowe. Ale Bielak nie chce ich sprzedaæ. Dopiero po wys³uchaniu do czego s± potrzebne, proponuje, bym sobie wybra³ i wziê³ za darmo, który tylko chcê. Oferuje te¿ pomoc w jego obróbce i transporcie na Ukrainê.

Pó³toratonowy kamieñ z wyrytym fragmentem opowiadania „Ho³obutów” l±duje na prywatnej lawecie mieszkañca Be³¿ca Zbigniewa Myszkowskiego, kolejnej osoby z ³añcuszka tych, które

DOBROWOLNIE POMAGAJ¡

upamiêtniæ wojenny dramat w Ho³obutowie. Ukraiñski celnik powoli wczytuje siê w urzêdowe pismo wystawione w Radzie Ochrony Pamiêci Walk i Mêczeñstwa: „Niniejszym za¶wiadczam – stwierdza w nim min. Przewo¼nik – ¿e okaziciel tego pisma przewozi kamieñ granitowy upamiêtniaj±cy ¶mieræ Natana Rosena oraz mieszkañców Stryja i okolic zamordowanych przez hitlerowców w latach 1941 – 1943”.

– Ten Natan Rosen to dla was kto ? – pyta celnik. – Kto to Natan Rosen? – odpowiadam zaskoczony pytaniem na pytanie. – To bliska, bardzo bliska mi osoba – wyja¶niam.

– Adam Zieliñski zna niemal ca³y ¶wiat, prawie wszystkich – powiedzia³ mi kiedy¶ Krzysztof Teodor Teoplitz, gdy poprosi³em go o charakterystykê autora „Ho³obutowa”. I faktycznie Zieliñski to typ ¶wiatowca, który wszêdzie ma znajomych, przyjació³; niema³o ich jest i w Polsce. Tych ostatnich na uroczysto¶ci ho³obutowskie zaprosi³ przede wszystkim. Zapewnia³ darmowy transport, udogodnienia zwi±zane z podró¿±.

Na polanie przed ¶cian± ho³obutowskiego lasu zgromadzi³o siê kilkadziesi±t osób. Kilka z Polski, kilkana¶cie z Austrii, reszta z Ukrainy – nasz wicekonsul (konsul by³ czym¶ zajêty) i rabin byli ze Lwowa, dziesiêciu przepisowych ¯ydów do odmówienia kadiszu przyjecha³o ze Stryja, wiêkszo¶æ z baretkami za wojnê ojczy¼nian± w klapach. By³y te¿ dzieci, miejscowa ludno¶æ z kwiatami, deszcz i wiosenne roztopy. By³y mod³y, gra na tr±bach i bandurze oraz przemówienia. Te ostatnie krótkie, bo wicekonsul, choæ nie zabiera³ g³osu, ¶pieszy³ siê do Lwowa, zaproszono go na wystawê, a autobus dla wszystkich by³ tylko jeden.

– Pamiêtasz – mówiê do Adama Zieliñskiego – jak stali¶my tu jesieni± ubieg³ego roku i s³uchali¶my w os³upieniu opowiadañ ¶wiadka mordów? I pamiêtasz, jak powiedzia³em ci, ¿e bêdzie tu kamieñ? S³uchaj±c z niedowierzaniem marzy³e¶: je¶li bêdziemy k³a¶æ ten kamieñ, to chcia³bym, by pada³ deszcz, by³ wiatr i by³o zimno. I masz, co chcia³e¶. Jest kamieñ, jest wiatr i deszcz. Mo¿e nie jest tak zimno, mo¿e kamieñ nie jest ustawiony dok³adnie w tym miejscu, co chcia³e¶, nie ma te¿ tylu przyjació³, ilu zwykle go¶cisz u siebie w Wiedniu, ale...

– Ale jest mój wnuk, s± mieszkañcy Ho³obutowa i jest co¶, co nazywa siê spe³nieniem – odpowiada Zieliñski. A ja znów biorê do rêki jego opowiadanie i czytam zakoñczenie, zastanawiaj±c siê nad przenikaniem siê literackiej fikcji i rzeczywisto¶ci. „Rozpada³o siê tak, jak by mia³ nast±piæ nowy potop... Kto wytrzyma na Ho³obutowskim polu? W niemi³osiernym deszczu rozpoczynam moj± drogê powrotn± najpierw do miasta, a potem... My¶lê o Jakubie Rosenie i od razu wydaje mi siê, ¿e gwa³towna burza wokó³ nie usprawiedliwi mnie w jego oczach. (...)

Dlaczego nie ustawi³e¶ tam, gdzie trzeba, kamienia? Zapomnia³e¶ o tym, ¿e mia³e¶ wyryæ na nim owe s³owo, które za¿yczy³ sobie mój ojciec, zanim wyprowadzili go na stracenie? Sza...

– Sza... lom – przy³±czê siê w tej sekundzie do jego wywodu i obaj raz jeszcze, równocze¶nie powtórzymy je: – Szalom!”.




Links to Other Pages Related to the Trybuna Article

Trybuna article in English

Pictures from the Trybuna article

Excerpt from "Holobutow", a story by Adam Zielinski (in English)

Adam Zielinski's web site



Return to main Stryy ShtetLink page